Niewiele już można wymyślić, odkąd powstał pierwszy namiot typu igloo, który jest absolutną rewolucją w turystyce. Konstrukcja samonośna zdominowała rynek małych i średnich namiotów z prostej przyczyny – można je rozstawić bez jednej szpilki.
Zdecydowałem się na recenzję namiotu tego typu, a konkretnie modelu ANDY IV od polskiej marki Fjord Nansen. Podobnie jak Andy III użytkujemy go intensywnie już od dobrych pięciu, może sześciu lat. Dzięki temu uważam, że w końcu dorosłem do wystawienia rzetelnej opinii dla tych produktów.
ANDY IV to igloo z obszernym przedsionkiem, który pomieści buty, a nawet plecaki, i sypialnią o wymiarach 256 × 210 × 135 cm mieszczącą wygodnie przez te wszystkie lata naszą czwórkę. Dodam, że dzieci cały czas rosną, jednak jak dotąd nie zabrakło nam miejsca. Wysokość wewnątrz (135 cm) na pewno nie umożliwia stania, jednak bardzo ułatwia egzystencję. W deszczowe dni spokojnie udawało się nam przeprowadzić rozgrywki, nie tylko karciane.
Po bokach sypialni znajdują się kieszenie, co znacznie pomaga w organizacji przestrzeni. U szczytu kopuły, podwieszona na haczykach z tworzywa, wisi dodatkowa półka uszyta z siatki, idealna na oświetlenie, ale nie tylko. Jej żółty kolor sprawia, że nawet nikła jasność latarki bardzo efektywnie rozświetla wnętrze. Kolor ten stanowi też pewną niedogodność, np. na kwiecistych łąkach, gdzie przyciąga robactwo wszelkiego rodzaju. Coś ten kolor w sobie ma, że wabi cały mikroświat…
Sypialnia ma przestronne wejście, które w prosty sposób można schować w przeznaczonej do tego kieszeni. Dodatkowo opcja moskitiery daje wytchnienie w upalne noce, szczególnie przy pełnej obsadzie w namiocie (4 osoby). W naprawdę ciepłe noce zdarzyło nam się rozstawiać samą sypialnię – wtedy światło przenika przyjemnie przez materiał, przełamując otaczającą ciemność. „Ceratowa” podłoga jest trochę szeleszcząca, ale solidna, jak do tej pory nie sprawiła nam problemów. Jedyne, czego trochę mi brakuje to możliwość rozstawienia samego tropiku bez sypialni, co przy drobnej modyfikacji byłoby możliwe.
Szkielet namiotu stanowi stelaż z fiberglassu – trochę ciężkawy, jednak trzeba pamiętać, że jest to namiot typowo outdoorowy. Zdarza się, że stelaże tego typu rozszczepiają się po długości. Da się to ogarnąć naprędce – wystarczy zwykła srebrna taśma. Można też liczyć na pomoc producenta, który dysponuje zarówno zestawami naprawczymi, jak i całymi wymiennymi stelażami. Zauważcie, że piszę to w kontekście lat użytkowania. Notabene u siebie zamieniłem stelaż na aluminiowy, który zrobiłem z elementów dostępnych u producenta. Nie jest to rzecz tania, jednak spisuje się doskonale. Przy ANDY IV zastosowałem średnicę 9,5 mm.
System mocowania sypialni do stelaża to absolutna rewelacja – Fast Clik i już zapięte. Musicie sami spróbować. Zielony, poliestrowy tropik namiotu ma nieprzemakalność na poziomie 3000 mm (dla porównania parasolka ma 600 mm), nigdy nam nie przemókł, a czasami naprawdę lało, jak chociażby podczas pamiętnej burzy opisanej we wpisie „Giewont – ku pamięci”.
Z doświadczenia wiem, że dla tropików większym problemem od deszczu jest słońce, którego działanie sprawia, że powłoka blaknie i sztywnieje, przez co traci też swoje właściwości. Z tego też powodu na biwak staramy się wybierać miejsca zacienione. Zresztą spróbujcie wysiedzieć w namiocie w pełnym słońcu.
Namioty typu ANDY są dziecinnie proste w rozstawieniu – i to dosłownie – Jasiu ANDY III buduje samodzielnie od siódmego roku życia i całkiem nieźle mu to wychodzi.
Zdecydowanie nie jest to namiot w wysokie góry, chyba że tylko w niższe partie, jako bazowy. Ale nie takie jest jego przeznaczenie. Doskonale natomiast sprawdza się jako namiot rodzinny, na pola namiotowe, zarówno w naszych polskich górach, jak i na plażach, a nawet w trochę dzikich miejscach. Ze względu na wagę, namiotów tego typu nie poleciłbym na długie wędrówki. Pewnie, że się da, ale po co. Najlepiej sprawdzą się w przypadku podróży samochodem, może nawet motocyklem oraz na krótkich przejściach. W swoim zamieniłem stelaż z myślą o rodzinnej wyprawie rowerowej. Pewnym rozwiązaniem jest rozdzielenie elementów namiotu pośród uczestników eskapady i już jest lekko.
Podsumowując, namioty ANDY są naprawdę udaną konstrukcją. Wytrzymałe i przestronne, sprawdzają się przy złej pogodzie, chociaż dokuczliwa jest kondensacja pary wodnej wewnątrz (jednak z doświadczenia wiem, że to mankament wielu konstrukcji nie tylko tej firmy). Minusami są na pewno waga i sposób rozstawiania (najpierw sypialnia, potem tropik) – zapewne się ze mną zgodzicie, że to niekorzystny układ podczas ulewy. Pomimo tych oczywistych wad uważam, że w segmencie outdoorowym jest to godny polecenia namiot.
Rafał – To Je Nasza Bajka